niedziela, 13 grudnia 2015

3. You don't need to be a fighter

Pokoje tymczasowe zajmowały całe piętro. Służyły nowym rekrutom, ale i stałym agentom, którzy nie mieli sił wrócić do domu po zdaniu raportu, albo byli zbyt pijani po małej imprezce z kolegami z pracy, urządzonej gdzieś wewnątrz biurowca. To działo się bez przerwy. 
Jednak tej nocy poza trójką dopiero zatrudnionych młodych kobiet, nie było tam nikogo. 
Nora otworzyła drzwi i wyjrzała na korytarz oświetlony kilkoma halogenowymi lampkami. Była pewna, że nie jest obserwowana, więc opuściła swój pokój. Po krótkim spacerze trafiła pod odpowiedni adres i zapukała. 
Nie minęło kilka sekund, a w wąskiej szczelinie między skrzydłem drzwi a futryną, zobaczyła zaciekawioną twarz Robin. 
- Tak myślałam. - Uśmiechnęła się i wpuściła koleżankę do środka.
W takim samym pokoju, z biało-szarymi ścianami, stała szafa, biurko z krzesłem obrotowym i łóżko z wciąż pachnącą po praniu pościelą, na którym siedziała Lucy. 
- Wyczułam zebranie – odparła zadowolona z siebie Nora i przysiadła się do blondynki. - Co myślicie o tym wszystkim? Bo ja to...
- Nie kończ, proszę – przerwała jej Lucy, siląc się na przyjazny uśmiech, ale w jej oczach widać było ogromny smutek.
- Grozili, że już nigdy nie zobaczy swojego syna – wyjaśniła Robin, opierając się o szafę. - Wiedzą o nas więcej niż powinni.
- To jacyś szpiedzy czy bardziej jak FBI? - zainteresowała się Nora.
- Nie jestem pewna, ale to coś, z czym nie spotkałyśmy się do tej pory...
- Da się uciec?
- Na pewno nie teraz, za duże ryzyko. Ta babka mówiła, że mają nas wysyłać na misję, że na tym to polega. Wtedy szanse rosną. Ale... - Robin zawahała się. Przeniosła wzrok na czubki swoich butów. - Nie chcę ich przekreślać tak od razu...
Lucy, która siedziała cicho, przysłuchując się wymianie zdań pozostałych dziewcząt, nagle podniosła wzrok.
- Więc tak? Dałaś się im przekonać? - zapytała oburzona.
- Może, nie wiem. Co w tym złego?
- To nie są dobrzy ludzie!
Nora popatrzyła na nią z odrobiną zaskoczenia, a potem westchnęła i objęła ją ramieniem. 
- Lucy, każdy ma coś na sumieniu... Nawet ci, których powszechnie uważa się za „dobrych ludzi”, każdy. A ci tutaj są jakąś organizacją rządową, tak? Nie mogą być źli. Chyba...
Robin posłała jej lodowate spojrzenie, usłyszawszy ostatnie słowo. Lucy, która zaczęła się uspokajać, także zareagowała na nie trochę gorzej. 
- Nie masz pewności – powiedziała.
- Nie... Ale i tak nie mamy wyjścia.
Wszystkie trzy westchnęły, po czym głos zabrała Nora. 
- Musimy trzymać się razem i obserwować.
- Dokładnie – potwierdziła Robin, zerkając na Lucy. Dziewczyna wciąż nie mogła pogodzić się sytuacją, ale nikt nie oczekiwał tego od niej tak nagle. Potrzebowała więcej czasu, poza tym... miała o wiele więcej do stracenia.
- Powinnyśmy zjechać na kolację. Mówiła, że które to piętro?
Spojrzały na zegar wiszący nad drzwiami i podniosły się ze swoich miejsc. Chociaż ten pokój był dla nich nowy, zapewniał jako takie bezpieczeństwo. Mimo wszystko burczenie w brzuchu raz jednej, raz drugiej, nie pozwalało zapomnieć, że żadna z nich nie miała nic w ustach od doby. 
- Czterdzieste czwarte – odpowiedziała Robin, po chwili namysłu.
Wspólnie wyszły na korytarz i wolnym krokiem udały się w stronę windy, łypiąc na kamerkę groźnymi spojrzeniami. 
- Co jeśli zjechałybyśmy na parter i... wyszły? - Lucy odważyła się zapytać, kiedy udało im się już przywołać maszynę, a Nora szukała właśnie odpowiedniego przycisku na tablicy.
- Powstrzymaliby nas, zanim przekroczyłybyśmy próg, a później... wolę nie wiedzieć.
- Nie jesteś optymistką, Robby – wyszeptała Nora, niby to do siebie, niby do koleżanki. Tamta przemilczała jej słowa.
Szybko pojawiły się na czterdziestym czwartym piętrze, które w istocie stanowiło jedną wielką stołówkę. Na samym początku pomieszczenia stała długa lada. Przy pierwszym stanowisku wydawano naczynia i sztućce na kolorowych tackach, a dalej, za szybką, znajdowały się pojemniki z kilkoma potrawami i produktami, które nakładały dwie starsze panie w białych fartuszkach. Na końcu umieszczono stolik z nalewakami gorącej kawy i herbaty oraz cukier i mleko, a także inne napoje. 
- Wszyscy się na nas patrzą... - szepnęła speszona Lucy, która próbowała ukryć się za Norą i Robin.
Miała rację. Kilkadziesiąt sześcioosobowych stolików zostało zajętych przez najróżniejszego pokroju ludzi, ale każdy z nich bez skrępowania gapił się na rekrutki, czasem wciąż przeżuwając w ustach kolację. 
- A niech się patrzą – odpowiedziała jej Nora z pewnym siebie uśmiechem, po czym jako pierwsza złapała za tackę i ruszyła w stronę kucharek.
Kilka minut później zaopatrzone w jedzenie, szły wzdłuż równo ustawionych stołów, by znaleźć wolne miejsca. 
- Zapraszam do siebie. - Usłyszały i jak na sygnał odwróciły się, by ujrzeć Melanie Hover.
Kobieta siedziała samotnie, przed sobą miała już pusty talerz, a w ręku trzymała kubek z herbatą. Siedziała wygodnie oparta, z wyciągniętymi przed siebie nogami. Obserwowała wszystkich z samego końca sali. 
Dziewczyny wymieniły szybkie spojrzenia, po czym usiadły naprzeciwko niej, lekko skrępowane. 
- Bałam się, że zrobicie sobie głodówkę – powiedziała tamta ze spokojem, patrząc na swój napój. - Smacznego.
- Hm, dzięki – odpowiedziała za wszystkie Robin i zabrała się do jedzenia.
Tylko Lucy nie skosztowała ani kęsa, memląc widelcem w jajecznicy. Była zbyt przygnębiona by przełknąć cokolwiek, a obecność Melanie dodatkowo ją stresowała. Tamta musiała to zauważyć.
- Jutro o ósmej rano stawcie się na siedemdziesiątym ósmym piętrze – poinformowała, zaraz po tym jak dopiła herbatę długim pociągnięciem z kubka. - Nie spóźnijcie się. Pokażę wam serce naszej organizacji. A później trochę potrenujemy.
Zanim któraś zdążyła zadać pytanie, Melanie wstała i udała się do wyjścia, po drodze zdając tackę w specjalnym okienku. 
- Co oznacza „potrenujemy”? - zapytała Nora.
- Zobaczymy. Cokolwiek by to nie było, pewnie będzie ciekawie.
Robin wzruszyła tylko ramionami, a Lucy nie mogła znieść jej obojętnego tonu. Gwałtowanie odrzuciła widelec i popatrzyła w górę. 
- Dlaczego się nie boicie? - zapytała przejęta. - Przecież nie macie pojęcia kim oni są, co chcą z nami naprawdę zrobić i do czego są zdolni... To co działo się w tym barze... to było straszne. A teraz jesteśmy po ich stronie?
- Boimy się – odpowiedziała Nora, nie podnosząc wzroku znad talerza. - Ale... ja i tak nie mam co ze sobą zrobić, jestem ciekawa co się stanie. Poza tym... ona mówiła rzeczy, o których chciałabym dowiedzieć się więcej.
- To samo u mnie. Znaczy pierwsza część. Jestem otwarta na propozycje, może być fajnie. - Robin uśmiechnęła się, ale ten uśmiech zrzedł, gdy spojrzała na Lucy. Dziewczyna kręciła głową, niedowierzając.
- Fajnie?... Złapali nas. Nie pozwalają mi się zobaczyć z moim synem! Co z waszymi rodzinami? Nie tęsknicie? Nie chcecie się z nimi spotkać oko w oko?
- Cóż... nie...
Lucy popatrzyła na Norę z zaskoczeniem.
- Nie widziałam moich rodziców od kilku lat i przeżyję jeśli nie zobaczę ich drugie tyle – odezwała się Robin, zanim Lucy odzyskała mowę. - Jesteś szczęściarą, skoro masz kogoś, za kim tak tęsknisz. Ale teraz już nic nie zmienisz, więc zamiast się zadręczać pomyśl nad korzyściami, okej?
Jednak Lucy nie chciała nad tym myśleć. Gwałtownie odsunęła krzesło, powodując przy tym straszliwy zgrzyt, który po raz kolejny zwrócił na rekrutki uwagę całej sali, po czym wymaszerowała. Chciała zostać sama. 
- Extra... - Nora westchnęła. - Mam nadzieję, że sobie z tym poradzi.
- Poradzi... Ale musimy być blisko...
- Ma trochę racji.
- Hah, ma dużo racji. – Robin cicho parsknęła. - Ale jeśli zaczniesz myśleć tak jak ona, długo nie pociągniesz. W takich miejscach lepiej się nie wychylać.
- Ekspertka...
- Nie, Nora, po prostu chcę żebyśmy były bezpieczne, a do tego najlepiej zawsze chować głowę i unikać rozgłosu – odrobinę się uniosła.
- Sorki, nie denerwuj się. To wszystko jest nowe, nieznane, pewnie w cholerę niebezpieczne. Nie wiemy co się stanie...
- W sumie mamy jako taki obraz. Kasa i świetne zagraniczne misje, czymkolwiek one są...
- Skupmy się na kasie – zaproponowała Nora, a Robin ochoczo przytaknęła. - Kupiłabym samochód. I jakiś lepszy aparat.
- A jaa... właściwie to nie wiem. Wysłałabym trochę forsy matce, a resztę pewnie schowałabym pod poduszką i ciułała na czarną godzinę.
- Nie ma nic, co chciałabym sobie kupić?
- Nie bardzo... Może mieszkanie, ale ponoć dostaniemy je od nich, więc...
- No tak. Wiesz, wstyd się przyznać przed Lucy, ale czuję się bardziej podekscytowana niż przestraszona.
Robin odpowiedziała jej jedynie łobuzerskim uśmiechem, który próbowała jednak ukryć w kubku z herbatą. 

***

Poranek okazał się być zimny i wietrzny, więc dziewczyny zwlekły się z łóżek bardzo niechętnie. Spotkały się pod drzwiami windy i punktualnie o godzinie ósmej dotarły na siedemdziesiąte ósme piętro. 
Nie wiedziały czego mogą się spodziewać, ale kiedy ich oczom ukazała się ogromna na kilkaset metrów wzdłuż i kilkadziesiąt wzwyż sala, szeroko otworzyły oczy i od razu całkowicie się obudziły. 
Znajdowały się tam dwa rzędy stanowisk komputerowych, składających się z biurka, imponującego komputera, krzesła i siedzącego na nim informatyka ze słuchawkami na uszach. Na dłuższych ścianach umieszczono różnych rozmiarów monitory, Jedne były niewielkie, inne zaś zajmowały kilkanaście metrów kwadratowych. Większość z nich była wtedy wyłączona, ale na niektórych wyświetlano właśnie podglądy z ulicznych kamer, mapy albo komputerowe akta dziwnie wyglądających ludzi. Na końcu sali, metr nad szarą posadzką, unosił się kolorowy, idealnie dopracowany hologram kuli ziemskiej, przy którym stała miedzy innymi Melanie Hover. 
Lucy popatrzyła w bok, ponieważ wyczuła cudowny aromat świeżo parzonej kawy. W rogu pomieszczenia znajdował się malutki samoobsługowy bufecik, za to świetnie zaopatrzony. Przy stole siedziało beztrosko kilkoro agentów, którzy przyglądali się im, cicho rozmawiając po francusku. 
Stały tam i w oniemieniu obserwowały to wszystko, wsłuchując się w klikanie klawiszy na klawiaturach, rozmowy informatyków i innych ludzi, w dzwonienie telefonów... Dopiero ktoś wysiadający z windy przepchnął je kawałek dalej, a wtedy podeszła do nich Melanie. 
- To centrum dowodzenia. Kierujemy stąd wszystkimi misjami. Także rekrutacyjną, kiedy was złapaliśmy. Jadłyście śniadanie?
- Nie... - nieśmiało odpowiedziała Nora, a Melanie wywróciła oczami i wskazała ręką na bufet, gdzie już nikogo nie było.
- To weźcie sobie coś stąd, bo nie ma już czasu. Ale stołówka jest czynna całą dobę, następnym razem nie pokazujcie się tu bez pełnego żołądka.
- Dobrze, mamo – szepnęła Robin, kiedy ruszyły się już z miejsca.
- Na Boga, nawet nie strasz, że jesteśmy spokrewnione! - usłyszała w odpowiedzi i przyspieszyła, nie odwracając się.
Dwuskrzydłowa lodówka była pełna, tak samo jak wszystkie szafki. Dziewczyny zrobiły sobie po kanapce z nutellą i kawie z ekspresu, po czym ruszyły w kierunku hologramu, dokąd wróciła Melanie. Robin złapała jeszcze za nieduży nóż z kuchennego przybornika i błyskawicznym gestem schowała go sobie do wysokiego buta. 
- Robi wrażenie – szepnęła Nora, kiedy stanęły pod wielką, wolno obracającą się kulą Ziemską, emitującą czyste, łagodne światło w odpowiednich barwach. Błękitne oceany, zielone stepy i pomarańczowe pustynie w różnych odcieniach.
- Może trochę – odpowiedziała Lucy, cicho wzdychając. Przystanęła z nogi na nogę, rozglądając się po całej sali z nietęgą miną i krzyżowanymi na piersi rękoma.
- W porządku, dziewczęta – odezwała się Melanie, która przed chwilą zajęta była jeszcze jakimiś papierkami, ale teraz odłożyła je na biurko jednego z informatyków i zwróciła się do rekrutek, kładąc dłoń na jego ramieniu. - To jest Bobby. Bobby Shaver. Zwykle pomaga przy szkoleniach nowo przyjętych i w waszym przypadku będzie tak samo, więc lepiej mu nie podpadajcie. Obsługuje symulator, gdzie jeszcze dzisiaj będziecie miały zajęcia.
Bobby nie odrywał wzroku od ekranu, chociaż na pewno słyszał słowa trenerki, ponieważ jego słuchawki spoczywały na karku od dobrych kilku minut. 
- Warto mieć dobre relacje z nim i resztą załogi działu IT. Jeśli jesteś na wojnie z jednym, jesteś na wojnie ze wszystkimi, a wtedy podczas misji masz przesrane. Jasne?
Wszystkie trzy skinęły głowami. 
- Do Bobby'ego możecie się zgłaszać ze swoimi problemami, kiedy mnie nie będzie w pobliżu.
Dopiero wtedy informatyk wykazał się jakimkolwiek zainteresowaniem monologiem Melanie – posłał jej mordercze spojrzenie zza okularów w granatowej oprawce. Miał brązowe oczy i tego samego koloru, chociaż trochę jaśniejsze włosy, które powoli dorastały mu już do ramion. Ubrany był w jeansy i bluzę z kapturem, czym raczej wyróżniał się na tle elegancko wystylizowanej reszty pracowników tego piętra. 
- No dobrze, teraz złożymy wizytę na pięćdziesiątym pierwszym piętrze, a po południu trening.
- Co się tam znajduje? - zapytała Lucy.
Melanie gestem kazała im iść za sobą, kiedy tylko ruszyła w kierunku windy. Robin została jednak zatrzymała przez Bobby'ego. Dwudziestoparoletni chłopak  nawet nie raczył na nią popatrzeć, a jedynie wyciągnął dłoń, mówiąc „nie wynosimy stąd sztućców”.
Początkowo zamierzała udawać, że nie ma pojęcia o co mu chodzi, ale ostatecznie wyciągnęła nóż i podała informatykowi, który natychmiast schował go do szuflady. Wyglądało na to, że nie miał nic więcej do powiedzenia, więc Robin szybko dogoniła resztę.
- Każda z was musi odbyć rozmowę z psychologiem – odpowiedziała Melanie, kiedy drzwi windy się zasunęły.
Wszystkie trzy rekrutki popatrzyły na nią z mieszanymi uczuciami, a potem wymieniły spojrzenia między sobą, ale żadna nie odezwała się słowem. 
Wyszły na przestronny, jasny korytarz bardzo powoli, z dużym zdystansowaniem. Rozglądały się z uwagą po waniliowych ścianach ozdobionych kilkoma miłymi obrazkami, białych drzwiach z tabliczkami z nazwiskiem przyjmującego psychologa, na oko wygodnych, brązowych krzesełkach ustawionych po kilka, w różnych miejscach, oraz doniczkach z zielonymi liśćmi, bujnie wyrastającymi na co najmniej półtora metra wysokości. 
- Przyjmie was dzisiaj doktor Casandra O'Grady – powiedziała Melanie, wskazując na trzecie drzwi po lewej stronie. - Na pierwszej wizycie będziecie razem, a kolejne są już indywidualne. Zaczekam na was tutaj. Śmiało, wejdzie – dodała, siadając na pierwszym z  brzegu krześle.
Nora wzięła głęboki oddech i zapukała, a za nią ustawiła się Lucy. Robin zamykała zastęp, a kiedy weszły już do środka, zamknęła także drzwi. 
Pomieszczenie było nieduże, a dobrze zagospodarowane, przez co wydawało się większe niż w rzeczywistości. Ściany do połowy pokrywała ciemna boazeria, a resztę pomalowano na ten sam kolor, co cały korytarz. Duże okno zakrywała długa, delikatna firanka. Przy niedużym biurku siedziała młoda kobieta i przenikliwym, ale jednocześnie łagodnym spojrzeniu. Jej oczy miały jasnoniebieską barwę, kontrastując z długimi, czarnymi włosami. Miała na sobie białą koszulę, a kiedy wstała by podać przybyszkom dłoń, widać było galowe spodnie. 
- Cześć, dziewczyny. Mam na imię Cassie. - Uśmiechnęła się. - Usiądźcie. - Wskazała trzy krzesła naprzeciwko swojego biurka. - Dzisiaj obgadamy sobie sprawy organizacyjne, ale najpierw powiedźcie mi jak się nazywacie, okej?
- Jestem Nora, to jest Robin i Lucy. Nikt nie mówił, że będą takie rozmowy... - Skrzyżowała ręce.
- Chyba nie boisz się małej pogawędki, co, Nora? - Cassie posłała jej lekko wyzywający uśmiech, ale zaraz potem rozpromieniła się. - No co wy, nie traktujcie tego tak sztywno. Nie będziemy analizować waszych relacji z mamusią, o ile same nie będziecie tego chciały. Ja tu jestem głównie od tego, żeby pomóc wam sobie poradzić z tym, co się aktualnie dzieje i co będzie się dziać. Możecie mi ufać, ponieważ obowiązuje mnie tajemnica lekarska. Słowa, które padają w tym gabinecie, nie wychodzą za próg, przysięgam. Możecie przychodzić kiedy tylko chcecie, żeby pogadać, albo po prostu posiedzieć, jeśli nie chcecie być same, będę zawsze do waszej dyspozycji. Kiedy dostaniecie komórki, dam wam mój numer, więc będziecie też mogły zadzwonić czy napisać. Serio, nie ma się co stresować. - Odchyliła się na krześle, po czym wyjęła z szafki w biurku miskę z ciasteczkami. - Częstujcie się.
Tylko Robin sięgnęła po ciastko, Nora i Lucy wciąż nie były przekonane.
- To nie jest żaden test. Słuchajcie, ten... dział? Jest niezależny od reszty, nie rozmawiam z nikim na temat moich pacjentów, nawet z tymi na samej górze. Nikt nie ma wglądu do akt, chyba, że w awaryjnych sytuacjach.
- To znaczy? - Nora zapytała, unosząc brew.
- Jeżeli będziecie miały kłopoty, albo postanowicie nas zdradzić... coś takiego mam na myśli. Albo jeśli problem, z którym się borykacie, przekracza moje umiejętności, wtedy za zgodą pacjenta przydzielamy innego lekarza, który jest w stanie pomóc.
- Nie podoba mi się to wszystko... - wyznała Lucy, lekko się odprężając. Zmiana jej postawy była prawie niezauważalna, ale nie umknęła uwadze Cassie. Kobieta posłała jej współczujące spojrzenie.
- Wielu z nas myślało tak na początku, Lucy. Uwierz mi, że ja też, ale to normalne. Boimy się nieznanego. Z czasem będzie lepiej, a kto wie, może niedługo zupełnie ci się spodoba.
- To znaczy, że ty też jesteś ich agentem? - Nora nie spuszczała z niej podejrzliwego wzroku.
- Tak, ale zanim mnie zrekrutowano studiowałam psychologię. To był już ostatni rok, więc zanim zaczęłam trenować zajęłam się nauką. A później okazało, że lepiej idzie mi rozmawianie z ludźmi niż walczenie z nimi. - Uśmiechnęła się pod nosem. - Nikt nie będzie was zmuszać co czegoś, w czym nie czujecie się pewnie. Dobieramy zajęcia bardzo dokładnie. Lucy, czytając twoje akta od razu pomyślałam o posadzie pielęgniarki w skrzydle szpitalnym. Nie będziesz musiała uczestniczyć w misjach, jeśli nie będziesz chciała, jednak wszystkiemu trzeba dać szansę.
Lucy Goodman cichutko westchnęła, niejako usuwając się w cień. Wprawdzie wciąż nie była nastawiona pozytywnie, ale skoro nie będzie musiała stać się jednym z tych ludzi, którzy pojmali je w barze... jeśli będzie mogła w spokoju opatrywać pacjentów i wypełniać karty w bezpiecznej sali... a jeżeli mówili prawdę o pieniądzach... W bitwie własnych myśli ostatecznie wygrała iskierka nadziei, która pozwoliła Lucy na maleńki uśmiech. 
Cała rozmowa trwała może piętnaście minut. Cassie skupiła się na tym, by uspokoić rekrutki i wyjaśnić im, że miejsce, do którego właśnie trafiły wbrew swojej woli, nie jest wcale więzieniem. 
- To by były na tyle. Pamiętajcie, że przywitam was tutaj z otwartymi ramionami, za każdym razem, gdy zechcecie przyjść. - Uśmiechnęła się, powoli wstając. - Powiem wam tylko jeszcze to, że macie zapewniony naprawdę świetny start, skoro trafiłyście na Heilari. Ma największe wpływy ze wszystkich agentów zaraz obok Hadesa. Z taką trenerką na pewno dacie sobie radę, chociaż na początku pewnie będziecie ją wyklinać na wszystkie diabły. No dobrze, to do zobaczenia. Jutro dam wam znać, kiedy i która z was powinna się pojawić na indywidualnej wizycie. Do zobaczenia. - Podała każdej z nich dłoń i odprowadziła je do drzwi.

10 komentarzy:

  1. Ojejku, jejku! Trafiłam na Twój blog całkowicie przypadkowo, ale będę tutaj zaglądać. I chociaż jestem tu po raz pierwszy - na pewno nie ostatni. :)
    Piszesz tak lekko i takim... Ładnym językiem. Nie mam się kompletnie do czego przyczepić, a ja lubię się czepiać. Naprawdę.
    Dziewczyny muszą dać radę! Lucy ma naprawdę dużo do stracenia. Ale kobiety są twarde i silne. Nic ich nie pokona. Nawet jeśli nie wiedzą z czym będą walczyć. Najważniejsze, by zawsze trzymały się razem! :)
    Podoba mi się jak opisujesz wystrój. Można się fajnie wczuć w ten nastrój i oczami wyobraźni przenieść do Twojego świata. A ładny, estetyczny szablon znacznie to ułatwia! Pisz kolejny rozdział, bo naprawdę strasznie się wciągnęłam. :)

    www.magical-history.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Carrie, nie masz pojęcia jak wysoko teraz skaczę z radości! :D
      Bardzo dziękuję Ci za opinię, bo to wiele dla mnie znaczy i czuję się teraz jakbym wygrała w totolotka. Co tam kasa, skoro to właśnie takie miłe słowa nadają sens życiu. ;)
      Mam nadzieję, że faktycznie uda Ci się czasem wpaść i przeczytać nowy rozdział, nawet jeśli w późniejszym czasie już niestety będzie się do czego przyczepić. Powitam się ponownie z otwartymi ramionami. :)
      A na Twojego bloga wejdę kiedy tylko uda mi się wygospodarować chwilkę i obiecuję, że przeczytam. Nie wiem jeszcze czego się spodziewać poza magią, ale mam dobre przeczucia. ;)

      Usuń
    2. Oczywiście, że wpadnę tu jeszcze i to nie raz ! :) Prosze tylko, informuj mnie o nowych postach u Ciebie. Wtedy na pewno będę na bieżąco!
      Bardzo mnie ucieszyła Twoja wizyta na moim blogu. To ja wygrałam w lotka i to największą kumulację! :D
      Ale jeszcze będziesz miała mnie dość, jak się zacznę czepiać <3

      Usuń
    3. Oczywiście, jeśli sobie tego życzysz - będę informować od razu jak pojawi się coś nowego ;)
      Kurczę, to teraz obie jesteśmy bogate... Dobrze się tak żyje. Bardzo dobrze. ;D
      Mam nadzieję, że dam radę mimo wszystko ;P Ale nie no, jesteś naprawdę miła, więc nawet jeśli wypomnisz mi błędy to myślę, że się nie załamię tak szybko i zamiast tego zabiorę się za poprawianie. Będzie dobrze! :)

      Usuń
  2. Hey! Już jest nowy rozdział na moim blogu! Zapraszam serdecznie do czytania www.mytvdmaria.blog.pl . Gdy tylko znajdę czas przeczytam i twój :)

    OdpowiedzUsuń
  3. "Dużo okno zakrywała długa, " - małą literówkę masz, duże* okno.
    "Tylko Robin sięgnęła po ciastko, Nora i Lucy wciąż były przekonane." - raczej "nie były przekonane" :p

    Przepraszam z góry, że dopiero po czasie, ale grunt, że przeczytane! :D
    Podoba mi się nastawienie dziewczyn. Widać, że nie są przekonane, ale chociaż dostrzegają korzyści i obmyślają plan ucieczki. To znaczy, myślą nad nim, żeby tak zrobić, kiedy już będą miały jakąkolwiek możliwość. Oj czuję, że będzie się działo i normalnie aż kipię z nerwicy, nie mogąc doczekać się 4 rozdziału, a mam nadzieję, że przybędzie on szybko! :D
    Nora i Robin są nieco obojętne, a Lucy jest przepełniona matczyną tęsknotą za dzieckiem. Nie dziwne, bo przeżyła wiele i ma tylko jego, a tak samo ją ktoś zostawił, jak ona teraz swojego synka, dlatego kompletnie rozumiem jej uczucia ;/
    Wybrałaś bardzo trudną sztukę. Z początku pomyślałam sobie, że będą tylko dwie bohaterki, a Ty prowadzisz aż trzy! Jest to wielkie urozmaicenie i odbieram to jak najbardziej pozytywnie. Mało kiedy spotykam się z czymś takim w opowiadaniach na blogach, a nawet w książkach! Mega plus od Psychopatki!
    Dawać mi tą Heilari i pierwsze treningi, jestem ciekawa na czym one będą polegać :D I ciekawi mnie, czy dziewczyny polegną na starcie, czy jednak może któraś z nich będzie na tyle cwana i dobra, że będzie jedną z tych najlepszych?
    Ojjj, nie mogę, nie wytrzymam! :D Daj mi rozdział! XDDD

    Pozdrawiam serdecznie kochana i całuski ;**
    Ps. U mnie jest nowość :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te dwa błędy właśnie poprawiłam, dziękuję, że wskazałaś, bo by sobie tam dalej żyły ;)
      Oglądam sobie właśnie "Skazanego na śmierć", ale co do ucieczki to chyba jednak za duże ryzyko... Tak zadzierać z SO to... eh, nie radzę... ;D
      W moim poprzednim opowiadaniu było 11 głównych bohaterów, także 3 to jak na mnie mało, ale niestety nie przekłada się to na jakość tekstu, to tylko sprawa tego, że nie umiem się ograniczać. Ale jednak mam nadzieję, że podołam. Trochę się boję, bo teraz czytasz Ty i Carrie i może jeszcze jakaś zabłąkana duszyczka, więc wszystko musi wypaść świetnie. A teraz szkolenie, co będzie mega trudne do opisania. Jutro zacznę czwarty rozdział, ale pewnie trochę mi to zajmie, bo chcę żeby był możliwie jak najbardziej idealny. Pewnie napiszę kilka wersji i wybiorę jedną, którą jeszcze postaram się poprawić. ;D
      Dziękuję Ci bardzo ;*

      Usuń
    2. Niech słowa płyną Ci prosto z serducha, tak jak najlepiej ;*
      A ja jestem w trakcie 4 u mnie i mam nadzieję, że na sobotę go skończę, żeby tak świątecznie może go wstawić :D Bo dzieje się tam, oj dzieje! :D

      Usuń
    3. Mam mniej więcej połowię, chociaż zaczynałam trzy razy ;D
      I teraz nie będę mogła wytrzymać z ciekawości, zacznę obmyślać dziwne teorie... Bój się ;)

      Usuń
  4. Hey! Już jest nowy rozdział na moim blogu. Zapraszam serdecznie do czytania www.mytvdmaria.blog.pl

    OdpowiedzUsuń