wtorek, 29 grudnia 2015

5. But you know there’s something wrong

Tej nocy brak budzika dotkliwie dokuczał Robin. Nie chciała zasnąć, w obawie, że nie obudzi się na czas.
Dziewczyna siedziała na biurku koło okna, owinięta w koc, zapatrzona na Manhattan rozświetlony tysiącami świateł. Dochodziła szósta rano, a niebo wciąż pozostawało granatowe. Widać było nawet pojedyncze gwiazdy. Kilka tych, których nie zdołały zasłonić ciemne chmury. 
Myślała nad swoją szansą. Najpewniej jedyną w najbliższym czasie.
Jednak czy naprawdę chciała stąd uciekać? 
Robin ciężko westchnęła, kiedy ten temat przewinął się przez jej chaotyczne myśli po raz setny. Tak naprawdę kusiła ją wizja roztaczana przez Melanie Hover. Co prawda zawsze zależało jej na wolności, ale czuła, że w tym miejscu uda się jej pozostać sobą, a może nawet kimś, kim zawsze marzyła by być, ale nie miała na tyle odwagi, by do tego dążyć. 
Wtedy usłyszała stłumione pociągnięcie nosem i kilka ciężko nabranych oddechów. Odwróciła głowę w kierunku ściany, która dzieliła jej pokój, z pokojem Lucy. 
„Ty nie dasz rady, prawda?...” - szepnęła tak cicho, że niemal bezgłośnie, mając w głowie obraz zasmuconej blondynki, której tęsknota za jedynym dzieckiem, nie pozwala nawet przez chwilę zastanowić się nad pozytywami sytuacji, w której się znalazła. 
Robin podjęła decyzję w kilka sekund. Zwinnie zeskoczyła z biurka, rzuciła koc na łóżko, spod którego zabrała jeszcze coś, co schowała do kieszeni jeansów i wyszła z pokoju, trzymając w rękach plastikową kartę, którą poprzedniego dnia podarował jej Avery. Nie rozstawała się z nią od kiedy wróciła wieczorem z zajęć na siłowni. Heilari dała im wycisk, a teraz Robin czuła każdy swój mięsień, ale misja, którą właśnie sobie wyznaczyła, zajmowała ją tak bardzo, że ciągle zapominała o bólu.  
Zapukała do drzwi swojej sąsiadki, która zaskoczona najpierw zapytała, kto chce dostać się do niej o tej porze, a potem próbowała doprowadzić się do porządku. Otworzyła dopiero po chwili, ale czerwone oczy i tak ją zdradziły.
Robin zerknęła na zegar wiszący na ścianie – wskazywał szóstą trzynaście. 
- Coś się stało? - zapytała Lucy, patrząc na swoją koleżankę podejrzliwym wzorkiem. Miała trochę zachrypnięty głos.
- Chcesz stąd uciec?… - Robin zadała to pytanie z pełną powagą, patrząc dziewczynie prosto w oczy, zmuszając ją do szczerej odpowiedzi.
- J-ja… nie chcę być tutaj, ale uciekać?… Jak? Co jeśli nas złapią i…
- Lucy – przerwała jej – chcesz uciec, albo chcesz zostać. Wybieraj.
Lucy Goodman nie była odważną osobą. Była nieśmiała, cicha, wrażliwa i wyjątkowo delikatna, ale kiedy Robin przyszła do niej z niemal bijącą po oczach pewnością siebie i z taką postawą zaproponowała ucieczkę…
- Chcę uciec – odpowiedziała, z determinacją zaciskając dłonie w pięści. - Co mam zrobić?
- Za dziesięć minut zjedziemy na parter. Weźmiesz to – przekazała jej kartę dostępu - i podłożysz pod czujnik. Strażnik podobno o tej porze śpi, ale nawet jeśli akurat będzie po kawie, to przecież możesz zadziałać na niego swoimi iluzjami, prawda? - Robin złapała ją za ramię, chcąc niejako przekazać swoją energię.
- Tak, jeśli tylko to ma pomóc – odparła ze śmiałością, na co Robin nie zdołała powstrzymać ciepłego uśmiechu.
- To jedyna szansa. W razie czego zatrzymam czas, ale po pięciu sekundach tracę przytomność, więc musisz się spieszyć. Jedź po swojego syna i zniknijcie. - Wyjęła z kieszeni kopertę i podała Lucy, która niepewnie otworzyła ją i zamrugała oczami, widząc zawartość.
- Ja nie mogę, to za dużo, n-nie, nie mogę…
- Bez tego nie dasz sobie rady, musisz mieć pieniądze, żeby przed nimi uciec – wyjaśniła Robin. - Płać gotówką, nie używaj swoich starych kart, nie dzwoń do nikogo, unikaj kamer i aparatów...Nie wiem jak jeszcze mogłabym ci pomóc, ale mam nadzieję, że to wystarczy.
Lucy nieoczekiwanie rozpłakała się i zarzuciła ręce na szyję Robin, mocno ją przytulając. Przez chwilę szlochała, z trudem łapiąc oddech.
- Wszystko będzie dobrze – szepnęła zaskoczona i trochę zmieszana tym nagłym wybuchem. Ostrożnie poklepywała ją po plecach.
- Dziękuję ci – powiedziała Lucy – Jesteś dobrym człowiekiem i nigdy ci tego nie zapomnę. Nigdy. Przysięgam. - Dziewczyna nie była w stanie nadążyć z wycieraniem łez szczęścia długimi rękawami swojego swetra. Zamierzała chyba jeszcze coś powiedzieć, jednak do pokoju bez pukania weszła Nora.
Wyglądała groźnie, kiedy zamknęła za sobą i stanęła przed nimi z dłońmi ułożonymi na biodrach i mocno ściśniętymi brwiami. 
- Co to za konspiracja, hm? - zapytała w bojowym nastroju.
Lucy i Robin wymieniły niepewnie spojrzenia. Ta druga pokrótce wyjaśniła jej plan, ale nie spotkała się ani z entuzjazmem, ani nawet z akceptacją. 
- I jesteście na tyle naiwne, że spróbujecie, tak? - Nora wbiła w Lucy mordercze spojrzenie. - Nie wiemy co się dzieje z tymi, którzy próbują uciec, ale to co jednak wiemy nie wygląda zbyt optymistycznie. Masz za dużo do stracenia!
- Ale dlaczego od razu tak ostro? - zapytała Robin, trochę zaskoczona taką reakcją. - Jesteś zła, że nie powiedziałam ci wcześniej?
Nora parsknęła nerwowym śmiechem, a potem skrzyżowała ręce na klatce piersiowej. Miała przy tym na twarzy z lekka arogancki uśmieszek.
- Jeżeli Avery mógł pomóc komuś w bezpiecznej ucieczce, dlaczego zdecydował się dać tę możliwość tobie, Robin. Dopiero co poznanej w barze dziewczynie, kiedy mógł wybrać mnie, przyjaciółkę jeszcze z czasów dzieciństwa. Z całym szacunkiem, ale to nie trzyma się kupy. On jest synem Heilari, która ma nas uczyć. Zakładam więc, że jest to test, a wy właśnie dałyście się nabrać.
Lucy i Robin nie potrafiły znaleźć słów by jej odpowiedzieć. Przez chwilę patrzyły w podłogę, analizując słowa Nory i coraz bardziej wierząc w ich słuszność. 
- Czyli co? Jeśli spróbujemy… - Lucy odezwała się nieśmiało, ale wciąż z radosną iskierką nadziei błądzącą gdzieś w jej ostatnio zbyt smutnych oczach. Wodziła spojrzeniem między jedną, a drugą koleżanką, szukając w nich choć odrobiny wsparcia albo jakiegoś innego pomysłu na zniknięcie z tego miejsca. Czegokolwiek, co pozwoliłoby jej wrócić do syna…
- Możemy już nigdy nie zobaczyć słońca… - odezwała się ponuro Robin, nawet nie podnosząc wzroku. To rozczarowanie właśnie zabijało ją od środka.
- Cóż, niekoniecznie… - Nora przeszła przez pokój, zamyślona popatrzyła przez okno, a potem z tajemniczym uśmiechem zerknęła na dziewczyny. - To była tylko jedna interpretacja…
- Może on serio dał mi tę kartę i…
- Robin, naprawdę w to wierzysz? - Nora przerwała jej z pełnym politowania spojrzeniem. - Myślałam raczej o tym, że test może dotyczyć czegoś innego.
- Jak dobrze wykorzystamy to co dostałam…
- Dokładnie. - Uśmiechnęła się. - Pytanie brzmi czy warto ryzykować.
- Skoro chcą żebyśmy były szpiegami czy jakkolwiek się to nazywa… Taki szpieg potrafi podejmować ryzyko, więc…
Nora pokiwała głową, podczas gdy do Lucy dotarło właśnie, że nie wyrwie się stąd tak szybko. Opadła na łóżko i mocno przytuliła do siebie poduszkę. Nie miała już w sobie wystarczającej ilości siły, by tego dnia płakać po raz kolejny, chociaż dochodziła dopiero szósta dwadzieścia. 
- Zjedźmy na dół i sprawdźmy jak to wygląda – zaproponowała Robin, a widząc krótkie skinienie ze strony Nory, ruszyła ku drzwiom. Zerknęła jeszcze na Lucy, która tępo patrzyła w martwy punkt na ścianie. Pewnie nawet nie usłyszała ostatnich słów tej rozmowy.
- Chcesz tutaj zostać, Lucy…? - Nora zapytała, delikatnie dotykając ramienia koleżanki. - Jeśli wolisz…
- Nie, pójdę z wami – odpowiedziała, przerywając jej. W jej oczach można było dostrzec pustkę, którą próbowała ukryć uniesionym podbródkiem i wyprostowanymi plecami. Jak gdyby jej nadzieja wcale nie umarła.
- No to w drogę.

Trzy rekrutki weszły do windy, która powoli wiozła je na parter biurowca. Wszystkie były po części przestraszne, ale między negatywnymi odczuciami plątało się także podekscytowanie i chęć sprawdzenia się. Wymieniły się drobnymi uśmiechami, którymi chciały się pocieszyć, po czym otworzyły się drzwi, ukazując ogromny hol. Pusty i zimny, urządzony głównie w bieli i szarości z dominującą rolą kamiennych elementów. Znajdowały się tutaj wysokie na dwa piętra kolumny podtrzymujące biały sufit, z którego zwisały ozdobione roślinnymi ornamentami lampy. Przy drzwiach wejściowych, zrobionych niemal w całości ze szkła, znajdowało się długie biurko. A za nim siedział chrapiący strażnik. Norze wystarczyło jedno spojrzenie, zatrzymała dziewczyny, które powoli ruszyły już w tamtym kierunku, zachęcone brakiem jakichkolwiek innych form życia w zasięgu wzroku.
- Czekajcie… Ten facet był w barze, oni go zabili…  - wyszeptała, nie spuszczając wzroku z mężczyzny.
Nie był stary, ale nie można go też było nazwać młodzieniaszkiem. Miał na sobie czarny mundur, wojskowe buty zarzucił na biurko, by wygodniej rozłożyć się w fotelu. Posiadał lekko meksykańskie rysy twarzy, czarną brodę i włosy w tym samym kolorze – krótko przycięte. 
- Jaki facet? - Robin nie rozumiała, ale Lucy miała już zupełnie inną minę.
- Zabili go w barze, widziałam to… - dodała lekko wstrząśnięta.
- Czyli tak naprawdę tego nie zrobili?
- Na to wygląda. Albo ma bliźniaka… Albo klona… - Nora wymyślała kolejne wersje wydarzeń, ale Robin przerwała jej słabym szturchnięciem.
- To nic nie zmienia – powiedziała.
- Upozorowali śmierć, bo wcale nie chcieli zabijać niewinnych ludzi – odpowiedziała jej na to z lekko obrażonym za lekki cios w żebra spojrzeniem. - Nie chcieli nikogo krzywdzić. Pewnie wszyscy byli podstawieni.
- Ja nie byłam – Robin pozostawała sceptyczna.
- Może nie… a może sama o tym nie wiedziałaś. Oni są szpiegami, manipulują ludźmi…
Lucy, która jak dotąd słuchała w skupieniu, teraz rozglądała się po ogromnym holu. Dziewczyny mówiły coraz głośniej, a to pomieszczenie tylko wzmacniało ich głosy. 
- Zaraz go obudzicie – niepewnie wtrąciła się do rozmowy.
- Racja, ale pomyśl o tym – poprosiła Nora, nie spuszczając wzroku z Robin, której próbowała właśnie coś uświadomić. - Avery pewnie nawet nie zna nikogo w Filadelfii, działa tylko na małym obszarze w Nowym Jorku. Ktoś, kto powiedział ci o nim mógł być podstawiony. Nie chcieli żebyś im uciekła, więc planowali wszystko tak, żebyś sama przyszła w odpowiednie miejsce, niczego się nie spodziewając.
Lucy popatrzyła na Norę z zamyśleniem.
- Tydzień przed tym wieczorem znalazłam w skrzynce ulotkę tego baru. A tego dnia rano musiałam jechać do pracy autobusem, bo ktoś przebił mi opony w aucie, wracałam też autobusem, na którego trasie jest ta ulica… przystanek jest kilkanaście metrów od drzwi i kiedy zobaczyłam szyld przez okno… - wyszeptała trochę przestraszona.
- Właśnie o tym mówię.
- Nie możemy uciec… - Robin popatrzyła na jedną i na drugą. - Obserwują nas i starają się na nas wpłynąć. Chcieli sprawdzić czy potrafimy trochę pomyśleć. Wracajmy do pokoi…

Lucy schowała do szuflady swojego biurka grubą kopertę. Chciała oddać ją Robin, kiedy wróciły na swoje piętro, ale tamta kategorycznie odmówiła, tłumacząc, że ma swoje oszczędności i na prawdę nie potrzebuje tych pieniędzy, a prezentów się przecież nie oddaje.
Rekrutka oparła się o ścianę, a potem osunęła się po niej, siadając na podłodze. Na zewnątrz zaczynało świtać, a pierwsze promienie słońca wpadały przez okno do połowy przysłonięte ciemną roletą. Lucy wzięła do ręki wisiorek, który chowała pod bluzką, po czym otworzyła go, by popatrzeć na zdjęcia swoich ukochanych chłopców. Jednego straciła za zawsze, ale ten drugi wciąż na nią czekał. 
Chciała płakać, ale brakowało jej już łez. Była słaba i chociaż nie miała wiele, oddałaby wszystko, żeby tylko wyrwać się stąd i objąć swojego synka ramionami, tak jak robiła to każdego dnia o poranku. Przytulała go na dzień dobry i całowała w czoło, a on odpowiadał jej radosnym uśmiechem i mówił „kocham cię” z taką mocą, że wszystkie troski i wszystkie problemy, z którymi mierzyła się Lucy Goodman, odchodziły w niepamięć. Tylko ten jeden uśmiech i tylko te słowa… tęskniła za tym całym swoim sercem.

*

Cassie wjechała na siedemdziesiąte ósme piętro i chociaż była tutaj niezliczoną ilość razy, widok Centrum Dowodzenia zawsze robił na niej wrażenie. Uśmiechnęła się do siebie, krocząc między dwoma rzędami stanowisk komputerowych. Dotarła w końcu do końca i położyła dłonie na ramionach Bobby'ego, który podskoczył w miejscu, kiedy poczuł jej dotyk. 
Natychmiast zdjął słuchawki i odwrócił się na obrotowym krześle, głośno wzdychając. 
- Nie prowokuj, Cass – powiedział, zerkając na nią lekko spod byka.
Dziewczyna odpowiedziała mu figlarnym uśmieszkiem, a później rozejrzała się po ogromnej sali. Było tu trochę ciszej niż zwykle. Pracowało tylko kilku informatyków i do tego gdzieś w oddali. 
- Chciałam się tylko dowiedzieć jak poszło trzem nowym dziewczynom, słyszałam, że miałeś nadzorować poranną akcję.
- Heili właśnie poszła im pogratulować. 
- Czyli nie złapały przynęty? - ucieszyła się.
- Nie bardzo. Ale zastanawiamy się czy doszły do tego same, czy ktoś im pomógł.
- Niby kto?
Bobby próbował coś ukryć. Widziała to w jego spojrzeniu, w zachowaniu, w nienaturalnych gestach… Przyjrzała mu się nieco uważniej i cmoknęła z niezadowoleniem. 
- Mów – powiedziała twardo, ale z uśmiechem czającym się w kąciku jej ust.
Pokręcił głową, mrucząc „nie” bez otwierania ust, niczym dziecko, któremu chce się wepchnąć do buzi łyżkę z zupką, a ono zupełnie nie ma na nią ochoty. Bobby także nie miał ochoty na zupkę, ani na dalsze prowadzenie tej rozmowy. Próbował wziąć z biurka swoje słuchawki, by za chwilę odciąć się od świata za barierą głośnej muzyki, ale Cassie była szybsza. 
- Oddam ci jak powiesz czego się dowiedziałeś – powiedziała.
- Niczego się nie dowiedziałem. Pfff, skąd pomysł, że czegoś się dowiedziałem...
- Znam cię, Bobby.
- Nie mogę…
- Chodzi o Aidena? - zapytała po chwili ciszy.
Jedno spojrzenie wystarczyło. 
- Co z nim?
Odpowiedziała jej cisza i spojrzenie szczeniaczka, błagające by nie wnikała w ten temat.
Wzięła głęboki oddech i podwinęła jeden rękaw, a zanim przeszła do drugiego, Bobby wymiękł. Nie chciał, żeby Cass użyła na nim swojej mocy. 
- Aiden powiedział mi coś o Norze. Mają… tak trochę… wspólną przeszłość – wydusił w końcu. 
Cassie przez chwilę patrzyła na niego w zamyśleniu, aż nagle zrozumiała co miał na myśli. 
- A więc to jest ta dziewczyna, która...
- Właśnie ta. 

***

Kolejny rozdział, który mi się nie podoba, ale musiałam przez to przebrnąć, żeby móc pisać dalej. 
Mam nadzieję, że Wy też dacie radę przebrnąć... specjalnie jest dość krótki.
Pozdrawiam Psychopatkę, Carrie, moją siostrzyczkę i Rosee!
To będzie tradycja. Dziękuję Wam za to, że istniejecie i wspieranie mnie dobrym słowem oraz za to, że tworzycie takie genialne opowiadania, które czytałabym całymi dniami! <3

10 komentarzy:

  1. Nie wiem dlaczego piszesz, że masz nadzieję iż uda nam się przez to przebrnąć. Czyta się świetnie, tak się wciągnęłam, że aż żal mi się zrobiło, że nie ma więcej. Czekam na dalszy ciąg :) Skoro twierdzisz, że akcja się dopiero rozkręci to już nie mogę usiedzieć w miejscu :P

    Pozdrawiam :)

    Twoja fanka- Rosee :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Strasznie się cieszę, że jednak nie ma tu takiej tragedii i dziękuję ;*
      Akcja to ma być taka, że ja sama nie wiem jakim cudem to opiszę, no ale zobaczymy... ;D

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jest nowy post u mnie :) Zapraszam ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. I powiedz mi, Kobieto, dlaczego Ty nie jesteś zadowolona z tego rozdziału?! Jest... A, dobra. Po kolei!
    Na początku bardzo fajnie budujesz akcję. Przykrywka nocy, wszyscy śpią, tylko biedna Robin pogrązona w myślach. Za i przeciw... Niby chce uciec, ale chce także zostać. Ale, z drugiej strony, kiedy miałaby drugą szansę? Tak jak napisałaś - nie w najbliższym czasie... Zatem nie dziwię się, że dziewczyna tak zaczęła to rozważać. To megapoważna sprawa.

    Co do Lucy... Tak mi jej szkoda. Tęsknota za dzieckiem - i nie liczy się nic więcej. Nic Cię nie cieszy, nic nie jest wystarczająco przerażające, by odciagnąć myśli od tej małej osóbki, najważniejszej na świecie...

    No i oczywiście gwałtownie zaczynasz akcję, jak Ty to lubisz! Ach, cudownie. Robin wbiega do pokoju Lucy, szybko oczekuje od niej wyboru i jeszcze te pieniądze! To się nazywa prawdziwa przyjaciółka! :) Naprawdę bardzo lubię Robin. Chociaż Lucy też jest ciekawą postacią. Nieśmiała, cichutka, jednak ma w sobie jakiś urok! :)

    No i Nora. Tą to chyba lubię najmniej! Musiała wszystko popsuć w takiej radosnej i wzruszającej chwili. Ech, ale to co ona mówi... To jednak trzyma się kupy trochę. Chociaż jest też szansa, że Avery zakochał się w naszej Robin... Czy ta szansa jest na tyle duża, by zagłuszyć to, że może być to test? A może Nora jest po prostu zazdrosna? :D Ach, tyle pytań!

    No i wszystko powoli się wyjaśnia! Ach, już się gubię. :D Wszystko jest jednym, wielkim testem czyli? :D Dobrze, że chociaż nie krzywdzili niewinnych ludzi! Jednak to, że ciągle ich obserwują i tak sprawnie nimi manipulują jest przerażające. Serio...

    No i super. Przerwałaś w najbardziej napiętnowanym momencie tego rozdziału! Jak możesz! :D Dlaczego Bobby nie mógł się wygadać tak całkowicie, wylać wszystkie żale?!

    Wrr, jak zwykle muszę teraz tyle czekać niecierpliwie, aż coś naskrobiesz znowu! To ja wolę nie myśleć jak będzie wyglądał rozdział, z którego Ty będziesz zadowolona!

    Wracając do początku mojego komentarza - odcinek jest po prostu fenomenalny. Nie mam czego się przyczepić nawet. Składam pokłony, serio!

    Buziaki i szczęśliwego Nowego Roku. <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze się do tego ekranu jak głupia, ale na Twój komentarz po prostu nie umiem zareagować inaczej! No chyba, że dzikim tańcem radości ;D
      Wydaje mi się, że zawsze miałam problem z jakimś wykreowaniem postaci, żeby różniły się do siebie, a teraz czytając to co piszesz mam wrażenie, że troszeczkę mi się tym razem udaje i to dla mnie bardzo, bardzo ważne :)
      Nora się obrazi ;P Ale każdy ma swoje typy, cieszę się, że tak polubiłaś Robin, a i Lucy przypadła Ci do gustu :)
      Z moich rozdziałów bywam zadowolona raz na pół roku, zobaczymy kiedy wybije ten dzień przy tym opowiadaniu... Chociaż w sumie pierwszy wydaje mi się, że nie był taki znowu beznadziejny. Eh, nie lubię siebie oceniać. Wasze opinie są dla mnie mega ważne i potrafią mnie zmotywować jak nic innego, za co bardzo, ale to bardzo dziękuję! <3
      Tobie również udanego Sylwestra i szczęścia w nowym roku! I duuużo weny, żeby rozdziały tworzyły się w godzinę! :D

      Usuń
    2. Oooo, to jak będziesz go tańczyć to muszę go zobaczyć! :D
      Tutaj bardzo je odróżniłaś, możesz być z siebie naprawdę dumna! Skoro masz taki problem to jest to serio wielki, wielki sukces! :)
      Ja ją przeproszę, niech się nie obraża!
      Nie masz za co dziękować, naprawdę. <3
      Aaa, dziękuję bardzo! Co do weny, to chyba coś mnie złapało... W każdym razie oceń sama! Zapraszam na rozdział 11. :D

      Usuń
  5. Kolejny rozdział dla mojej najulubieńszej fanki( nie ma takiego słowa, ale trudno xd) zapraszam :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Na początek chciałabym prosić o wybaczenie, że zabrałam się dopiero teraz, ale ostatnie kilka dni były dla mnie strasznie leniwe i dziwne. Do nadrobienia mam sporo, a sił i chęci brakowało, a gdy ujrzałam nowe 3 rozdziały na blogach znajomych - totalnie odechciało mi się wszystkiego. Ale wróciła Agu i zabiera się za wszystko z determinacją! <3

    Bardzo zaskoczyła mnie decyzja Robin. Oddała swoją szansę biednej Lucy... Uważam to za bardzo szlachetną decyzję, a wręcz poświęcenie raczej. W sumie mogła pomyśleć sobie, że przecież ona tego bardziej potrzebowała. Robin jest silna, da sobie radę, zaś Lucy... Ma syna, za którym tęskni i nie daje rady w takim środowisku.
    No i cholera XD tak to jest, jak się opisuje w trakcie czytania XD Zbiłaś mnie z tropu totalnie! W końcu one nie uciekną? No jak to ;-;
    NO NIE. Mój plan legł w gruzach xD a już miałam przed oczami piękną ucieczkę, będą się bronić, trzy muszkieterki, zawsze razem, na karku z synem Lucy, którego będzie broniła jego kochana mamusia, będą waleczne, oni okażą się źli, one będą bohaterkami...
    Dobra, jestem trochę bajkopisarzem, wiem wiem xD Ale cóż ja poradzę na moją wybujałą wyobraźnię? :D XD
    Bardzo mi szkoda Lucy... Tak kochała syna... Tak bardzo za nim tęskni... W taki sposób przekazujesz nam jego odczucia, że po prostu aż razem z nią zachciało mi się płakać. Dosłownie. Tak. Chyba zaświeciły mi się oczy, bo takie mam dziwnie w nich uczucie ;x
    Khaaa!!! KOŃCÓWKA MNIE POWALIŁA!
    Aiden - jedno z moich ulubionych niegdyś imion. Nora, uwielbiam jej imię, ale wolę Robin >D Nora ma wspólną przeszłość z pewnym tajemniczym kolesiem... Tylko co ich łączy? Jest jej bratem? Może ojcem? Odziedziczyła coś po nim? Coś tak czuję, że niedługo może zająć miejsce mojej ulubionej bohaterki, czyli Robin.
    Mieszasz mi, mieszasz! Nie mogę się doczekać już następnego rozdziału kochana <3

    Pozdrawiam serdecznie i najlepsze życzenia noworoczne przesyłam <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem Ci szczerze, że korciła mnie zmiana planów, żeby sobie mogły przeżyć to, co w symulacji, w swoim prawdziwym życiu, ale potem takie "eh, trzymać się planu!"i ostatecznie wyszło coś takiego...
      Podoba mi się ta bajka... Może kiedyś napiszę alternatywne zakończenie czy coś i wtedy uciekną! ;D
      Jejku, z jednej strony przepraszam za to, że zaświeciły Ci się oczy, a z drugiej czuję takie drobne ukłucie dumny, że udało mi się wywołać taką emocję...
      Moje też! <3 Uwielbiam imiona większości bohaterów tym opowiadaniu ;)
      I strasznie się cieszę, że ktoś jednak lubi Norę, chociaż później może Ci się to zmienić. Ale to póóóóźniej ;P
      Dziękuję za komentarz i także pozdrawiam i życzę miliona megaton energii, szczęścia i zdrowia! No i rzecz jasna weny, żebym mogła się w końcu dowiedzieć czym jest Lexa i co się dalej stanie! :D

      Usuń