środa, 23 grudnia 2015

4. And do you think that’s how he wanted it to be

Dochodziła godzina piętnasta, kiedy Robin skończyła swój obiad i ruszyła w kierunku okienka do kuchni, by oddać naczynia. Uśmiechnęła się na widok świątecznych dekoracji, które pojawiły się na stołówce dzisiejszego poranka. Lubiła tę wyjątkową atmosferę, chociaż kiedy kalendarz w końcu zatrzymywał się na dwudziestym czwartym grudnia, czuła się bardziej przygnębiona niż przez cały rok łącznie. 
Westchnęła, wchodząc do windy, która miała zawieść ją na piętro z pokojami tymczasowymi. Dziewczyna zerknęła na nieduży telewizorek umieszczony w górnym rogu, gdzie wyświetlano popularny kanał informacyjny. Tam także pojawiły się reportaże z pięknie przystrojonych ulic i centrów handlowych. 
Kiedy w końcu znalazła się w odpowiednim miejscu i wyszła na korytarz, usłyszała dziwny dźwięk dochodzący z jej pokoju. Przystanęła i przez chwilę próbowała ustalić, czy to było prawdziwe, czy pojawiło się tylko w jej wyobraźni. Jednak po kilku sekundach dźwięk się powtórzył. Ktoś tam był. 
Powoli wypuściła powietrze z płuc, cichutko przeszukując swoje kieszenie, ale nie miała przy sobie żadnej broni. W myślach przeklinała Bobby'ego, ale nie miała wyjścia. Nacisnęła klamkę i powoli otworzyła drzwi. 
- O Jezu... - prychnęła, przecierając twarz dłonią, kiedy pod oknem zobaczyła Avery'ego Tarasova, wesoło się do niej uśmiechającego.
- Nie trzeba tak oficjalnie, aniołku – odpowiedział zadowolony z siebie i wzruszył ramionami.
Robin posłała mu mordercze spojrzenie, po czym zamknęła za sobą i dopiero wtedy zobaczyła dwa zapieczętowane taśmą kartony leżące na jej łóżku.
- A tak, Heilari kazała paru osobom przeszukać wasze mieszkania i przynieść najpotrzebniejsze rzeczy. Zgłosiłem się na ochotnika...
Dziewczyna na moment znieruchomiała. Szybko się opanowała, jednak zmieszana i zawstydzona od razu schowała kartony pod łóżko, nawet nie sprawdzając, co dokładnie kryje się w środku. Nie chciała nawiązywać kontaktu wzrokowego. Zrobiła to dopiero po chwili, zaraz po tym jak nerwowo poprawiła włosy i odchrząknęła.
- Świetnie się spisałeś, a teraz żegnam.
- Nie chcesz o tym pogadać?
- Nie ma o czym.
- Długo mieszkasz w samochodzie? - zapytał zupełnie nie zrażony. Widział jak Robin walczy sama ze sobą, żeby mu nie przyłożyć i był gotowy na unik, ale póki trzymała się w ryzach, chciał się z nią troszeczkę podroczyć. - Jest przytulny i w ogóle, ale jednak...
- Skończ już, ostrzegam – warknęła. Jej wzrok mógłby zabijać.
Chłopak przez chwilę nic nie mówił, cierpliwie znosząc tę chwilę napięcia, a potem uśmiechnął się pod nosem i wyjął z wewnętrznej kieszeni kurtki kopertę. 
- Sprzedałem rolexa i wziąłem piętnaście procent, zgodnie z umową – powiedział spokojnym tonem, po czym powoli odłożył pieniądze na biurko. Ruszył w stronę drzwi i miał je już otworzyć, kiedy usłyszał ciche „zaczekaj”. Odwrócił się i popatrzył na Robin, która wciąż trochę zakłopotana bawiła się zasuwakiem bluzy.
- Dzięki.
- Drobiazg, skarbie. Gdybyś jeszcze czegoś potrzebowała, to daj mi znać.
- Jasne...
Zamilkła, więc uznał, że to definitywny koniec rozmowy. Skinął głową i ponownie przypuścił próbę opuszczenia pokoju, kiedy po raz kolejny został zatrzymany. Cicho zachichotał, a potem uśmiechnął się, kiedy dostrzegł ledwie dostrzegalne rumieńce na twarzy dziewczyny. 
- Jeśli masz co do mnie jeszcze jakieś plany to powiedź prosto z mostu – powiedział niskim, trochę teatralnym tonem.
- Może innym razem – odparła, zagryzając dolną wargę. - Pracujesz tutaj? Jesteś jednym z nich? - zapytała już poważniej.
- Nie, jestem tylko... kimś w rodzaju informatora?... Mam przepustkę i mogę się tu plątać, ale jednym z nich bym się nie nazwał. - Na potwierdzenie wyjął z kieszeni niedużą kartę, przypominającą najzwyklejszą w świecie kartę kredytową. Podał ją Robin, której niemalże zaświeciły się oczy, kiedy odkryła, że plastikowa plakietka nie zawiera ani zdjęcia właściciela, ani jego danych. 
- Mogę ją sobie pożyczyć na trochę? - zapytała, wyraźnie podekscytowana. 
- Jak długo trwa „trochę”?
- Do jutra, mniej więcej. 
- Bez niej nie mogę stąd wyjść, więc sorry, kochanie, ale nie.
- A musisz wychodzić tak szybko? - Zadziornie się uśmiechnęła, zbliżyła się o kilka centymetrów, co spotkało się z pozytywną reakcją Avery'ego.
- To zależy – mruknął cicho, zachęcając ją, by zdecydowała się podejść jeszcze o kroczek, czy dwa.
- Musisz mi jeszcze tylko opowiedzieć jak się jej używa – szepnęła, a że była już naprawdę blisko, Avery usłyszał ją wyraźnie. Normalnie pewnie pomyślałby czy taki układ w ogóle mu się opłaca, czy nie będzie z tego zbyt przykrych konsekwencji... Ale kiedy wpatrywał się w te duże, niebieskie oczy nie potrafił zastanawiać się dłużej niż sekundę.
Westchnął z uśmiechem i dotknął jej ręki, później przesuwał palce coraz wyżej i wyżej, aż w końcu dotarł do policzka. Pogłaskał ją tak delikatnie, że ledwie muskał skórę na twarzy dziewczyny. 
- Musisz to zrobić nad ranem, koło wpół do siódmej. Wtedy na recepcji siedzi tylko jeden strażnik i przysypia po nocnej zmianie, bo wie, że zaraz przyjdzie zastępstwo. Musisz przyłożyć kartę do czytnika. Jest przymocowany do jego biurka, więc bądź cicho. Jeśli strażnik się obudzi, nie uciekaj, udawaj, że wszystko jest w porządku i masz święte prawo do wyjścia z tego budynku – wyszeptał jej do ucha, a zaraz później złożył prawie niewyczuwalny pocałunek w kąciku ust Robin. - Rano powiem, że kartę zgubiłem, wtedy masz być już daleko stąd – dodał, przyglądając się jej zarumienionej twarzy. - Powodzenia...
Wyszedł zanim zdążyła się otrząsnąć. 
Ostrożnie dotknęła miejsce, w które ją pocałował i z zaskoczeniem stwierdziła, że wiąże się z tym bardzo dziwne uczucie, przypominające łaskotki. Nie potrafiła tego zrozumieć, ale kiedy próbowała, jej wzrok spoczął na karcie, którą wciąż trzymała w dłoni. To ją obudziło. Musiała ukryć tą cenną zdobycz, ponieważ tylko ona pozwoli jej się stąd wyrwać. 
Godzinę później razem z Norą i Lucy zjechała na osiemnaste piętro, gdzie znajdowały się sale z symulatorami. Każda z dziesięciu potrafiła pomieścić cztery stanowiska, na które składał się maleńki, półokrągły balkonik i kask wirtualnej rzeczywistości.
Kiedy dziewczęta weszły do jednej z takich sal, zobaczyły także rząd krzesełek oraz stół z replikami broni. Na ścianie po prawej wisiało lustro, ale nie mogły wiedzieć, że jest to lustro weneckie. Po jego drugiej stronie, w małym pokoiku, znajdowało się biurko z komputerem, przy którym siedział Bobby. Obok niego stała Melanie Hover, która bacznie obserwowała swoje uczennice, które z zaciekawieniem chodzą po sali i zwiedzają.
- Daj im ankiety – zwróciła się do Bobby'ego Shavera, który od razu zabrał trzy tablety z blatu i wyszedł.
Nora zauważyła go w progu jako pierwsza i szturchnęła swoje koleżanki, które niezwłocznie odwróciły się i popatrzyły na chłopaka. Ten był o wiele mniej pewny siebie, niż wtedy, gdy siedział w swoim królestwie. Szybko przeczyścił gardło i rozdał urządzenia. 
- Musicie jeszcze tylko wypełnić ankiety. I odpowiadajcie szczerze, bez żadnych głupot. Jasne?
Rekrutki skinęły głowami. Kiedy tylko wyszedł usiadły na krzesłach i przystąpiły do wypełniania rubryczek. Z początku polegało to na podawaniu podstawowych danych, później pytania były bardziej skomplikowane, czasami w formie testu, a czasem należało rozpisać się na pół strony.
Bobby miał na to podgląd na żywo na swoim komputerze. Siedział w ciszy, ze skrzyżowanymi na klatce piersiowej rękoma, czytając kolejne odpowiedzi. 
- Zarząd znowu odrzucił mój wniosek w sprawie Lucy – westchnęła Melanie, wciąż stojąc przy szybie.
- Żadne zaskoczenie. Nie wypuszczą jej. Nikomu jeszcze nie pozwolili.
- No niby wiem, ale myślałam, że zgodzą się ze względu na Nate'a.
- Ah, no tak... a ona wciąż nie ma o niczym pojęcia, co nie?
Kobieta pokręciła głową, ze smutkiem przyglądając się blondynce, która po drugiej stronie lustra uważnie uzupełniała ankietę. 
- Lepiej będzie, jeśli sama się dowie – powiedziała po chwili.
- To mogłoby ją przekonać do SO.
- Albo wręcz przeciwnie. Dobra, masz coś ciekawego?
- Przecież i tak kłamią, czytam to dla rozrywki – prychnął lekko zirytowany Bobby. Nie lubił bezczynności. Lepiej sprawdzał się w Centrum Dowodzenia, gdzie jego praca miała wyraźnie odczuwalny sens. - To tylko formalności.

*

Robin nie potrafiła się skupić, jednak uparcie próbowała. A kiedy i tak nie mogła wymyślić nic sensownego, udzielała najbardziej chaotycznych odpowiedzi w historii ankiet. Zerknęła na to, co aktualnie robi Nora. 
- Wow, ile tych języków? - zapytała, próbując dostrzec, co napisała. - Węgierski, hiszpański, włoski...?
- I fiński, rosyjski, francuski – dopowiedziała zadowolona z siebie Nora. - No i oczywiście angielski. Uczyłam się jeszcze japońskiego, no i niby się dogadam, ale wciąż mało rozumiem.
- To ta twoja supermoc? - Robin westchnęła. - Ja znam tylko hiszpański...
- Pamiętam wszystko. Ale nie sądzę żeby to była „supermoc”, niektórzy ludzie tak mają i tyle...
- Ale nie aż tak, kochana...
- A ty? Co potrafisz? Bo widziałam co może Lucy, ale nie mam pojęcia jak jest z tobą. - Nora zerknęła na Robin z nutą podejrzliwości.
- Cóż... - westchnęła – mogę zatrzymać czas...
Nora i Lucy spojrzały na nią z uniesionymi brwiami. 
- Że tak zupełnie? Na całym świecie? W całym wszechświecie?
Robin nienawidziła oglądać min ludzi, którzy wyciągnęli z niej takie wyznanie. Odwróciła wzrok, a potem bez słowa wróciła do uzupełniania tabelek. Lucy i Nora wymieniły między sobą zmieszane spojrzenia, ale tak jak ta druga zaraz potem zajęła się tabletem, tak ta pierwsza postanowiła oczyścić atmosferę. 
- Wiesz, to nie ma znaczenia co potrafimy – powiedziała łagodnym tonem, lekko się uśmiechając. - Co macie w „Twoje preferowane miejsce zamieszkania (klimat, otoczenie, budynek)”?
- Nieduża farma w Teksasie albo w Oklahomie, kilka minut drogi samochodem do jakiegoś małego miasteczka – nieoczekiwanie pierwsza głos zabrała Lucy.
- A ja chciałabym mieszkać w Europie, w stolicy albo innym mieście na poziomie... - rozmarzyła się Nora. - Wiecie, wieczorami gdziekolwiek bym nie poszła, trafiłabym na jakąś mega imprezę, w dzień zakupy w sklepach najlepszych projektantów...
- Mi raczej wszystko jedno... - Robin odezwała się z dużą dawką niepewności. - Właściwie lubię podróżować, więc nie wytrzymałabym długo w jednym miejscu...
To trwało prawie godzinę, jednak wszystkie trzy rekrutki dobrnęły do końca ankiety. Przez chwilę błądziły wzrokiem po sali, nie bardzo wiedząc, co ze sobą zrobić. Wtedy pojawił się Bobby i kazał im podejść do stanowisk. Założył każdej z dziewcząt kask, który w rzeczywistości nie przypominał kasku nawet w połowie, a na koniec dał im do ręki po plastikowym pistolecie i nożu.
- Za chwilę uruchomię krótką symulację. Sprawdzimy jak radzicie sobie tak po prostu, bez żadnego szkolenia. Nie bać się, bo to nic strasznego, a wręcz przeciwnie. No, to powodzenia – powiedział trochę obojętnym, czy też może zniecierpliwionym tonem. Nora nie potrafiła go dobrze rozszyfrować, więc tylko wzruszyła ramionami i poprawiła słuchawki, kiedy usłyszała trzask zamykanych drzwi.
Każda z nich miała przed oczami wielką czarną plamę. Dopiero później obraz powoli zaczął się klarować. Zauważyły inne kolory, które później stawały się coraz bardziej wyraźne. Znajdowały się w centrum jakiegoś miasta, w nocy lub późnym wieczorem. Słyszały przejeżdżające co jakiś czas samochody i szczekające w oddali psy. Widziały też siebie nawzajem, z bronią w ręku i minami w stylu „Bożecoterazznamibędzie”.
Nora otworzyła usta, by coś powiedzieć, ale nie zdążyła tego uczynić, gdyż na ulicę, przy której stały, wjechały dwie czarne furgonetki. Z opuszczonych do połowy okien wychylali się ludzie z karabinami, krzycząc coś niezrozumiałego. 
Robin odbezpieczyła pistolet i bez zastanowienia strzeliła w kierunku drugiego auta, które z piskiem opon zatrzymało się kilkanaście metrów dalej. 
- Uciekaj! - Lucy pisnęła, ciągnąc Robin za ramię.
Nora pognała za nimi, a biegnąc w kierunku skrzyżowania, oddała jeszcze dwa strzały. Udało się jej przebić oponę, dzięki czemu napastnicy mieli do dyspozycji tylko jeden samochód. Potężny mercedes ruszył w ślad za nimi. 
Skręciły na główną ulicę, która była zupełnie pusta. Wiedziały, że w takim wypadku nie dadzą rady po prostu uciec, bo tamci zawsze znajdą je bez problemu. Robin nacisnęła klamkę od drzwi do sklepu z elektroniką, przy którym stały. Był otwarty, więc wszystkie trzy wślizgnęły się do środka, cudem zdążając zanim nadjeżdżające auto pojawiło się na horyzoncie po wykonaniu ostrego zakrętu. 
- Co teraz? - Nora zapytała, nerwowo przeczesując włosy wolną dłonią. W drugiej mocno trzymała pistolet. Rozglądała się po sklepie, a jej wzrok padł na telefon na ladzie.
Robin podążyła za tym spojrzeniem i podniosła słuchawkę, jednocześnie wykręcając numer na policję. Nie usłyszała nawet sygnału i ze złością zmiotła urządzenie na podłogę, rozbijając je na kilka części.
Wtedy usłyszały zatrzymujący się przed wejściem samochód.
- Szybko! Trzeba zatarasować drzwi! - krzyknęła Nora, a wszystkie trzy rzuciły się w stronę regału. Był ciężki, ale wspólnymi siłami przesunęły go pod drzwi, tak samo jak później dwa kolejne. Słyszały dobijających się gangsterów, czy kimkolwiek byli ci ludzie. Z nerwów nie potrafiły myśleć zbyt klarownie. Lucy wyglądała strasznie; trzęsła się i ledwo oddychała, a na jej czole pojawiły się kropelki potu. Robin poklepała ją po ramieniu, a mniej więcej dwie sekundy później zauważyła drzwi na zaplecze.
- Sprawdźmy, czy jest tam drugie wyjście – zaproponowała.
Ostrożnie przedostały się do drugiej części sklepu, gdzie znajdowała się łazienka i nieduży magazyn. Niestety nie było tam drzwi. 
- Hej, spójrzcie w górę! - Nora wskazała na sufit, gdzie na białym tle wyraźnie odznaczała się czarna klapa. - Potrzymaj... - Podała Lucy pistolet, która niechętnie wzięła go w dwa palce. Podobnie trzymała swoją własną broń.
Nora jednak udała, że tego nie widzi i skupiła się na ucieczce. Otworzenie tego zajęło jej chwilę, ale w końcu rozprawiła się ze sznurkiem, który stanowił jedyne zabezpieczenie. Rozejrzała się po stryszku, ale nie zobaczyła zbyt wiele z powodu egipskich ciemności, jakie tam panowały.
Robin i Lucy niepewnie wodziły wzrokiem między koleżanką, a drzwiami wejściowymi, gdzie ciągle czaili się napastnicy, Musieli coś planować, krzyczeli do siebie. W pewnym momencie Nora wyciągnęła do światła rękę, w której trzymała coś na kształt granatu. Nie wiedziała co to jest, gdy wymacała przedmiot w okolicach klapy, więc teraz uśmiechnęła się do siebie. 
- Załatwimy ich – szepnęła, a w jej oku pojawił się niebezpieczny błysk, który trochę przestraszył Lucy. Robin nie przejmowała się tym tak długo, jak długo Nora przejmowała inicjatywę i na bieżąco obmyślała kolejne kroki.
Dziewczyna zeskoczyła na podłogę i podbiegła do okna, częściowo zastawionego regałem. Uchyliła je, po czym odbezpieczyła granat i zamachnęła się, wyrzucając go na chodnik, gdzie gromadzili się gangsterzy. 
- Spróbujcie złapać to, pierdoły! - krzyknęła, po czym padła na podłogę, nie mając czasu na ucieczkę.
Siła wybuchu wybiła wszystkie szyby, a odłamki niczym strzały poszybowały z wielką siłą ku ścianie, w którą bez trudu się wbiły. Lucy i Robin skuliły się na zapleczu, a gdy hałas ucichły, wychyliły się, by sprawdzić, co dzieje się z Norą. 
- Żyję – sapnęła, powoli podnosząc się z podłogi. - Żyję...
Wtedy symulacja się wyłączyła, a dziewczyny znowu widziały jedynie czarną plamę. Wszystko zniknęło.
Zdjęły kaski i zdały sobie sprawę, że stoją w tamtej sali, przy balkonikach. To było jak pobudka z dziwnego snu, a dojście do siebie zajęło im chwilę.
Do pomieszczenia weszła Melanie Hover ze skrzyżowanymi rękoma. Nie wyglądała na zadowoloną, ale nie wydawała się też być zła. 
Rekrutki patrzyły na nią, ciężko oddychając.
- To było... ciekawe – powiedziała po chwili. - Na dzisiaj to wszystko. Jutro punkt ósma widzimy się w Centrum Dowodzenia i nie przychodźcie bez śniadania.
Wyszła, a jej zdezorientowane uczennice jeszcze długo wpatrywały się w drzwi, które za sobą zamknęła. 
- Muszę się napić – Robin przerwała ciszę, a obydwie jej koleżanki pokiwały głowami ze zrozumieniem. 

*

Ten rozdział tworzył się dłuuugo i bez większego przekonania... Bo ja cały czas myślę o tym, co będzie się działo za parę rozdziałów, a to co ma być teraz, jest nie dość, że trudne (szkolenie, najgorsza część) to i takie nie do końca przemyślane... No, ale mam nadzieję, że te dobre duszyczki, które to czytają, dadzą radę przebrnąć do końca bez uszczerbków na zdrowiu. :)
Pozdrowienia dla Psychopatki, Carrie, Aqvy i mojej siostrzyczki, o ile zdarzy się jej na to zerknąć ;D
Jesteście świetne!
Jak ktoś przejazdem - w linkach podane są blogi dziewczyn. Warto zajrzeć!

8 komentarzy:

  1. "by zdać naczynia." nie to, że się czepiam ale przetrzepałam internet i nie ma żadnego określenia, na zdanie naczyń :D więc po prostu oddanie/odłożenie by wystarczyło :D
    I więcej nic nie znalazłam błędnego, więc moja wredna strona odkłada się na bok xD
    Początek - zwyczajny, taki jak lubię. Potem - Avery, akcja w pokoju, o mój Boże! To było takie takie... No nie do opisania. Widać, że chłopczyk ma coś do niej, a może tylko się droczy, tak dla zabawy? Można to interpretować na milion stron i i tak pewnie zrobię to błędnie. Całusek niby tak, niby siak, jakieś perwersje się szykują, ja nie wiem! XD Ale do niczego nie należy się spieszyć, żeby nie przepełniać żołądka czytelnika za wcześnie ;p
    Robin tak szybko chciałaby uciec? Obstawiam, że jej się to nie uda, oj nie! Bo w sumie... Planowała przecież coś z Norą i Lucy, więc czemu nagle teraz miałaby uciekać i zostawiać je same? Nie zabierze ich ze sobą? ;o
    Szykuje się widzę nutka tajemnicy z Nate'm, uhuhu, chyba nie doczekam się 5 rozdziału... ;-;
    Wydaje mi się, że jednak wśród tej 3 głównych bohaterek to jednak Robin jest tą jedną, pierwszą z pierwszych, co? :D Uwielbiam ją, jej charakter, całokształt, jak ją przedstawiłaś, po prostu, miodzio!
    Motyw symulacji był świetny! Poczułam się jak na planie jakiegoś filmu akcji, dosłownie! Bardzo podobała mi się ta akcja, chociaż mogłaby być tronieńkę dłuższa, znając mnie, bo ja nie potrafię czegokolwiek krótko opisać, zawsze wyjdzie mi za dużo, a potem jak się zmieścić z resztą xD

    Japierdzieleomasakra #orgazm dostałam pozdrowionka <3
    Odzdrawiam bardzo mocno serdecznie i tulam tak bardzo bardzo, że aż duszę i nadal nie mogę wyjść z siebie, że dostałam specjalnie pozderki <3
    (wybacz mi, ale mam problem z osobowością od wczoraj i coś mi się dzieje, że mam takie ADHD, że... nie wiem po prostu, co mi się stało xD)

    Całuski gorące świąteczne ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację z tymi naczyniami, już poprawione. Sama nie wiem dlaczego, ale jakoś zawsze używałam tego słowa - zdać naczynia, zdać broń w magazynie. A teraz nagle się okazuje, że tak być nie powinno i cały mój światopogląd runął! ;D
      Taak, perwersje... Gdybym tylko potrafiła napisać coś takiego, że trzeba było na początku rozdziału napisać ostrzeżenie, to może. Ale nie umiem... Może i dobrze ;)
      Akcja "ucieczka" w następnym odcinku...
      Wiesz co, jeśli chodzi o te bohaterki to dla każdej mam jakieś zaplanowane wydarzenia i kiedy akurat do nich dojedziemy, będę się bardziej skupiała na jednej z nich. Raz Robin, raz Norcia a raz Lucy. A innym razem jeszcze kto inny ;D
      Strasznie się cieszę, że tak się czułaś, bo o to właśnie mi chodziło! Jupi! :D Następne będą dłuższe, ale jak ktoś nieprzyzwyczajony i nagle zaserwuje mu się symulację trwającą parę godzin, grozi to uszczerbkiem na zdrowiu, rozumiesz.. ;)
      Hahaha, nie szkodzi, tez miewam! Super, że się cieszysz, ja się cieszę jeszcze bardziej, że chce Ci się tu zaglądać i jesteś dla mnie strasznie miła i dzięki Tobie i Carrie mam mega motywację do pisania tej historii! <3

      Usuń
    2. O to chodzi, musi być motywacja! :D
      Jakbyś nie pisała, to bym chyba Cię zamęczyła moimi spamerskimi umiejętnościami, bo aż żal takiej historii nie kontynuować! :D
      Uwielbiam, jak opowiadanie ma swój klimat i wręcz samo mnie wciąga, nie muszę się wczuwać na siłę, jak to niekiedy niestety bywa przy czytaniu nie tylko opowiadań, ale z książkami tez tak bywa ;/
      JAK TO NIE UMIESZ?! Perwersyjne sprawy to czysta przyjemność, a ja chyba jestem w tym mistrzem B| Nie no, odkąd zaznałam trochę tego smaku, to nie miałam zaszczytu opisywać nic perwersyjnego, ale czuję, że jak już dojdzie u mnie z Lexą to czegoś poważniejszego, będzie ostro! :D

      Byłam, jestem i będę z Tobą do końca <3

      Usuń
  2. Jak fajnie, że u Ciebie nowy rozdział! :D

    Jejku, jaka sytuacja z Avery'm była ekscytująca! Niby tak delikatnie się droczył, denerwował, a później był tak słodki i podniecający. Ach, jak ja uwielbiam takie sceny, które aż iskrzą! :D

    No i przez wypełnianie ankiet dochodzimy do filmu akcji! Niesamowicie to opisałaś! Ja nie jestem dobra w opisach, więc u Ciebie jak najbardziej to doceniam! :D Naprawdę super wczułam się w akcję. Sama wzięłabym udział w takiej symulacji, z czystej ciekawości! :D

    Lubię czytać takie rozdziały. Na początku spokój, później mały romansik, potem tyle akcji! Łączysz tyle różnych nastrojów, a w tym nie mieszasz się w ogóle, że szczerze Cię podziwiam! :)

    Oooo, bardzo dziękuję za pozdrowienia, Kochana! <3 Jak na rozdział pisany bez przekonania to wyszło Ci niesamowicie, więc nie mogę się doczekać momentu, aż dodasz kolejny, Twoim zdaniem, do końca przemyślany!
    Buziaki i wesołych świąt! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chciałabym jak najlepiej opisać te ich momenty, bo cóż, uwielbiam ich razem i są moją drugą ulubioną parą w tym opowiadaniu (pierwsza jeszcze nieujawniona ;).
      Oj, ja też bym chciała się sprawdzić... Dopisuję do listy marzeń ;)
      Nawet nie wiem jak mi teraz miło! <3
      Wiem, że wcześniej mieszałam, więc teraz starałam się jakoś wszystko lepiej zaplanować, wyjaśnić, pokazać od dobrej strony... Obiecuję, że będę się starać jeszcze bardziej, a kolejny rozdział pewnie pojawi się za kilka dni. Może świąteczna atmosfera mnie zainspiruje :D
      Dziękuję Ci bardzo za tak cudowny komentarz, znowu dzięki Tobie i Psychopatce nie mogę przestać się uśmiechać. ;)

      Usuń
  3. Hey! Już jest nowy rozdział na moim blogu. Zapraszam serdecznie do czytania www.mytvdmaria.blog.pl

    OdpowiedzUsuń
  4. Obiecałam, ze poinformuję, gdy na moim blogu pojawi się nowy rozdział. I oto nadszedł ten moment ^^ Zapraszam serdecznie http://city-of-secrets.blogspot.com :) A tak wgl to zamierzam zabrać się za czytanie twojego bloga. Nie wiem co ci się u mnie podoba... Do ciebie to mi daleko. Masz zajebisty styl pisania i idealnie potrafisz pokazać czytelnikowi otoczenie. Chylę czoła :) Oczekuj komentarzy ode mnie. Pozdrawiam.

    Rosee :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żartujesz? Podoba mi się calutka Twoja historia, od początku do momentu, w którym zrobiłaś sobie przerwę! Sam pomysł i to jak wszystko opisujesz, postacie, no wszystko! A nowy rozdział już lecę czytać. :)

      Usuń